NEWS
Został zmiażdżony przez 300-kilogramowy głaz i żyje! Zobacz zdjęcia z akcji ratunkowej

Koszmarna przygoda turysty w górach Alaski! 61-letni Kell Morris i jego żona wybrali się na wyprawę w odludne miejsce poza szlakiem, gdy na mężczyznę spadła lawina skalna, a 300-kilogramowy głaz go zmiażdżył. Wydawało się, że nie wyjdzie z tego żywy, ale stało się inaczej. Tylko dzięki determinacji żony i błyskawicznej akcji ratunkowej udało mu się opowiedzieć swoją historię.
Lawina skalna miażdży męża na oczach żony. Mężczyzna żyje i ma się dobrze!
Był 24 maja. Pogoda była idealna, niebo czyste — „piękny, piękny dzień”, wspomina Morris. On i jego żona, Joanna Roop, również 61-letnia, wyruszyli na wędrówkę z dala od utartych szlaków do odległego obszaru w pobliżu lodowca, ponad 120 mil na południe od Anchorage. Celem było uniknięcie tłumów długiego weekendu z okazji Dnia Pamięci — znalezienie spokoju i samotności głęboko w górach. Właśnie gdy para szukała miejsca, aby przekroczyć górski strumień, zbocze się zawaliło — zabierając ze sobą setki funtów kamieni. Kell próbował utrzymać się na powierzchni, ale szybko stracił równowagę. Gdy spadał, 70-funtowy głaz spadł mu na plecy, przygniatając go do dna lodowatego strumienia. „Następną rzeczą, jaką wiedziałem, było to, że leżałem twarzą w dół w wodzie”, powiedział Morris The New York Times. „A kamienie wciąż spadały dookoła mnie. Ten dźwięk… jakby góra jęczała.
Dzięki swojemu doświadczeniu w policji kobieta była w stanie precyzyjnie przekazać operatorowi numeru alarmowego 911 niezbędne informacje.
Joanna Roop — była policjantka stanowa, a obecnie policjantka z Seward — znała ten dźwięk. Słyszała go już wcześniej. Ale nigdy tak blisko. I nigdy wtedy, gdy wiedziała, że ktoś bliski jej może być w środku. Kiedy dotarła na miejsce osuwiska, znalazła męża przygniecionego, półprzytomnego, zanurzonego w lodowatej wodzie. Trzymała jego głowę nad powierzchnią, próbując przynieść mu ulgę i zyskać na czasie. Bezskutecznie próbowała ruszyć głaz. W końcu zostawiła męża, aby poszukać pomocy — 1000 stóp przez trudny teren, aby uzyskać sygnał. Doświadczenie Roop jako policjantki pozwoliło jej dokładnie przekazać operatorowi numeru alarmowego 911 lokalizację, warunki i niezbędny sprzęt: liny, dźwignie i, co najważniejsze, helikopter.
Mamy 61 lat. To nie czas na zmiany. Oczywiście wrócimy na szlaki”
Załogi ratunkowe z Seward i pobliskiego Bear Creek zareagowały. Jednak teren był nieprzejezdny, nawet dla pojazdów terenowych. Wtedy na ratunek przybył lokalny pilot z Seward Helicopter Tours. Wylądował sześciu ratowników niemal bezpośrednio na polu głazów. Helikopter zawisł nad skałami, a strażacy musieli skakać z wysokości kilku stóp. Za pomocą lin, poduszek powietrznych i czystej siły Morris został uwolniony. Po rozgrzaniu jego funkcje życiowe ustabilizowały się i został przewieziony do szpitala. Jego obrażenia ograniczyły się do otarć i uszkodzeń nerwów. Trzy dni później wrócił do pracy w firmie inżynieryjnej Catalyst Marine. „Bez helikoptera ta historia mogłaby się skończyć inaczej” — powiedział szef straży pożarnej Clinton Crites. Kell i Joanna nie planują rezygnować z gór. „Mamy 61 lat. To nie jest czas na zmiany”, powiedział Roop. „Oczywiście, że wrócimy na szlaki”. Dla Kella Morrisa — weterana rodeo, który kiedyś występował ze złamaną miednicą, aby zarobić na benzynę i dojechać do następnego miasta — trzy godziny pod głazem to po prostu kolejny rozdział w życiu pełnym przygód.