NEWS
Samochód ciągnął Maksa przez dwa kilometry. Zrozpaczona matka domaga się sprawiedliwości.

Próbując dotrzeć do szkoły, zginął w strasznym wypadku drogowym. 17-letni Maksymilian z Cielczy w Wielkopolsce został najpierw potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych, a następnie ciągnięty po asfalcie przez prawie dwa kilometry przez drugi samochód. Jak dotąd, tylko pierwszy samochód został oskarżony o śmierć nastolatka. Drugi samochód nie został jeszcze zidentyfikowany.
Wielkopolska: Tragiczny wypadek drogowy. Maks zginął w drodze do szkoły.
24 stycznia 2024 roku o godzinie 7:00 doszło do tragicznego wypadku. Maks szedł na przystanek autobusowy, aby dotrzeć do szkoły. Uczęszczał do pobliskiej szkoły w Tarcach, na zajęcia z logistyki. Miał do pokonania tylko krótki dystans. Kiedy próbował przejść przez ulicę, aby bezpiecznie poczekać na autobus, doszło do tragedii.
Został potrącony przez kierowcę Seata na przejściu dla pieszych. Ale to był dopiero początek tragedii. Mężczyzna prowadzący Seata natychmiast zatrzymał się, aby pomóc chłopcu, ale nie mógł go nigdzie znaleźć. Okazało się, że po uderzeniu przez pierwszy samochód, Maks zjechał na przeciwny pas i był zmuszony wskoczyć pod koła innego samochodu, który ciągnął chłopca prawie 2 kilometry. Świadek, który pierwszy zauważył chłopca leżącego na drodze, powiedział, że Maksymilian oddychał i kaszlał krwią. Natychmiast wezwano pogotowie ratunkowe. Niestety, nastolatka nie udało się uratować. Maksymilian zmarł w wyniku wielonarządowych obrażeń. Sekcja zwłok wykazała, że doznał rozległego urazu głowy.
Kierowca drugiego samochodu nie zatrzymał się i nie pomógł mojemu synowi. „Wciąż nie rozumiem, jak ktoś mógł coś takiego zrobić” – powiedziała dziennikarzowi „Super Expressu” matka Maksa, Anita Langner. Nastolatek zmarł. Było już za późno, żeby mu pomóc…
Tylko jeden kierowca został pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć Maksa.
Do tej pory za śmierć Maksa został pociągnięty do odpowiedzialności tylko 56-letni mieszkaniec Jarocina. Tego feralnego dnia Maks wracał z pracy do domu. Mężczyzna nie zauważył nastolatka na przejściu dla pieszych i zauważył go dopiero, gdy było już za późno, by cokolwiek zrobić.
Opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej i rekonstrukcji, a także opinia uzupełniająca, pozwoliły na jednoznaczne i kategoryczne ustalenie, że rozmiar obrażeń odniesionych po uderzeniu ofiary przez pojazd oskarżonego spowodował obrażenia ciała spełniające kryteria ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jednocześnie biegli wskazali, że charakter i rozmiar obrażeń odniesionych przez ofiarę, w szczególności ich rozmiar, powodują niepewną, a nawet złą prognozę na najbliższą przyszłość – nawet bez pogłębienia obrażeń spowodowanych przez przejechanie ofiary przez inny, niezidentyfikowany pojazd” – powiedział prokurator Maciej Meller. Maciej Meller zauważył, że biegli orzekli, iż nie jest możliwe definitywne ustalenie, który samochód spowodował śmierć Maksa. Wiadomo jednak, że obrażenia odniesione po uderzeniu przez kierowcę Seata spowodowały ciężkie uszczerbek na zdrowiu.
Mimo braku odnalezienia drugiego samochodu i kierowcy, został on pociągnięty do odpowiedzialności za wypadek. 56-latek groziła kara pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat za spowodowanie wypadku. Sędzia Sądu Rejonowego w Jarocinie, gdzie toczyła się rozprawa, nie miał wątpliwości. Kierowca Seata był winny. Został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Mama nastolatka oburzona: „Wierzę, że sprawiedliwość zwycięży”
Podkreślono, że wczesnym rankiem 24 stycznia 2024 roku, kiedy doszło do wypadku, było jeszcze ciemno i padał ulewny deszcz. Sędzia Maciej Gruchalski był pobłażliwy wobec kierowcy i nie orzekł wobec niego nawet zakazu prowadzenia pojazdów.
Na charakter i surowość orzeczonej kary miały wpływ m.in. nieumyślność czynu oskarżonego, zaistnienie wypadku w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, które utrudniały kierowcy odpowiednią reakcję, oraz przyczynienie się poszkodowanego do wypadku – powiedział Tomasz Janiec, wiceprezes Sądu Rejonowego w Jarocinie.
Po ogłoszeniu wyroku matka Maksa nie kryła oburzenia. „To jakiś żart” – powiedziała dziennikarzom po wyjściu z sali sądowej. „Rok, dwa w zawieszeniu, co to za wyrok? Za zabicie psa w Polsce dostaje się teraz więcej niż za zabicie człowieka” – powiedziała zrozpaczona kobieta, dodając, że kierowca drugiego samochodu jest nadal poszukiwany. „Wierzę, że sprawiedliwość zwycięży” – podsumowała Anita Langner.