NEWS
Pan Albert wrócił z Izraela do Polski. Łzy i wzruszające słowa! Tak wyglądała ewakuacja

Powiedzieć, że sytuacja na Bliskim Wschodzie jest obecnie bardzo napięta, to nic nie powiedzieć. Cały świat obawia się wybuchu kolejnej wielkiej wojny światowej po ataku Izraela na Iran, czego Iran nie ominął. Pan Albert był jednym z Polaków, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w pierwszym z tych krajów w tym czasie. Udało mu się właśnie wrócić do Polski dzięki ewakuacji zorganizowanej przez nasz rząd. W rozmowie z reporterem Radia ESKA nie krył emocji i zdradził, jak to się odbyło.
Pan Albert, wychodząc na halę przylotów, nie krył wielkiego wzruszenia i uronił kilka łez. – No cóż, to chyba normalne, bo nauczyłem się nie tłumić tych uczuć i po prostu cieszyłem się, że bezpiecznie dotarłem do kraju, że udzielono mi pomocy, chociaż jechałem na własne ryzyko. Mimo to mój kraj, moje państwo udzieliło mi wszelkiej możliwej pomocy i wróciłem do domu cały, zdrowy i wolny od opłat, bez żadnych problemów (…) Teraz jest ulga, dzieci już piszą, że czekają. Więc jest miło – powiedział wzruszony.
– Bardzo się cieszę, że w ogóle dotarłem do domu, że wróciłem! Do Izraela jeżdżę bardzo często. Jestem świadomy tamtejszej sytuacji, ale w tej chwili po prostu znalazłem się w takim otwartym konflikcie, wojnie na pełną skalę – dodał. Zapytany, jaka była jego pierwsza myśl po wylądowaniu, prozaicznie dodał, że „wziąć kąpiel i położyć się spać”.
Jak przebiegała ewakuacja, sam lot? – Z mojej strony i moim zdaniem ewakuacja przebiegła bardzo dobrze. Informacje dla Odyseusza zostały przekazane w odpowiednim czasie. O 22.00 dostałem telefon z informacją o ewakuacji następnego dnia i miejscu zbiórki. Wszystko było naprawdę dobrze przemyślane. Jako ciekawostkę dodam, że miejsce zbiórki było niedaleko hotelu Dawid. Jak wiadomo, jak jest zagrożenie bombowe, to trudno się zbierać na ulicy, a tam jest taki duży podjazd dla autokarów, więc ktoś pomyślał też o tym, żeby się zebrać w miejscu, gdzie w razie alarmu będzie można się schronić – wspominał pan Albert.
Co było najtrudniejsze w tej podróży? – Najtrudniejsze było to, że pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją. Pierwszy raz w życiu byłem na wojnie, jak to się mówi. To jest coś, czego nie da się przewidzieć. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy, jak potoczy się podróż. Kiedy schodziliśmy tam na lot, byliśmy już poza centrum, więc to była bezpieczna strefa i można było odetchnąć trochę lżej – powiedział. Czy czuł w Izraelu aż tak realne zagrożenie? – Tak, tak, tam czuć zagrożenie, widać nastrój i straty materialne na ulicach. Tak się złożyło, że mieszkałem w Bat Jam, więc przechodziłem obok tego domu, który został tam zbombardowany tą rakietą soniczną. A te straty są duże, ludzie tam nie chodzą, nie spacerują, to nie jest miejsce, z którego korzysta się na wycieczki, dla turystów – wyjawił.